Współczesny kapitalizm bez granic trawi syndrom stagnacji. Globalne korporacje i oligopole stabilizują okresowo gospodarkę, lecz za cenę podporządkowania społeczeństw swym partykularnym, mikroekonomicznym interesom. Z mocą odpowiadającą ich władzy bronią status quo. Jest on odległy od optimum, które wyznaczają kryteria ogólnospołeczne i ekologiczne. Przezwyciężenie tych ograniczeń wymaga korekty rzekomo spontanicznego ładu przez państwa, reprezentujące racjonalność ogólnospołeczną i planetarną. Staje się to realne podczas przedłużającego się kryzysu. To wówczas utopie stają się programami reform. […]
Inną kategorię stanowiły europejskie peryferia centrum rozwojowego z zachodniej części kontynentu – miejsca ich inwestycji i zaopatrzenia w zboże, drewno, tanie ręce do pracy. Wszystkie one szukały lepszego losu w nowej loterii historycznej, którą stworzyła rewolucja przemysłowa. Warunkiem awansu cywilizacyjnego było znalezienie możliwie krótkiej, własnej drogi wyjścia z zacofania, słowem, strategii modernizacji. Mogły albo podążać drogą już utwardzoną doświadczeniami pionierów, albo dostosować ją do własnej kultury społecznej i możliwości akumulacji środków inwestycyjnych. Przykładem jest modernizacja Japonii, która za życia jednego pokolenia skopiowała osiągnięcia technologiczne Europejczyków, unikając przy tym finansowego uzależnienia. To dało społeczeństwu japońskiemu awans do wąskiego grona mocarstw przemysłowych, zadając przy okazji kłam przesądowi o magicznej sile europejskiego ducha. Inaczej biegnie droga wyj- ścia z millenijnego zacofania społeczeństwa wschodnich Słowian, osiadłego na nizinach rozpiętych między dorzeczami Wisły i Odry, a więc daleko od rzymskiej limes.